Bieganie jest obojętne tylko dla ludzi, którzy tego nie spróbowali. Każdy ma swoją historię. Każdego motywuje coś innego. W myśl idei „Różni ludzie, jedna pasja” kontynuujemy projekt o nazwie Rodzina SRR. Jest to seria wywiadów z biegaczami, dzięki której poznamy i zrozumiemy lepiej naszą biegową brać.
Od biegaczy dla biegaczy
Poznajcie Kasię, która opowiada o swoim pozytywnie zakręconym życiu i magii biegania.
Biegacz: Katarzyna Moskwa
Rozpoczęcie przygody z bieganiem: Maj 2016
Debiut w zawodach: 11 listopada 2016 w Radomiu na 10km
Gdy zapraszałem Cię do wywiadu powiedziałaś, że czujesz się jak celebrytka. Czy to Twój debiut?
Kasia: Z tą celebrytką to taki żart. Już jako grupa Street Run Radom udzielaliśmy wywiadu z Maćkiem i Anią do Radio dla Ciebie. Było to ponad rok temu przed biegiem WOŚP 2019. Taki kilkunasto minutowy wywiad. Był też u nas na grupie SRR. Także debiut już był i nawet nie wyszło tak strasznie.
Czego dotyczył?
Kasia: Naszej grupy. Początków naszego biegania i biegów charytatywnych.
Opowiedz nam swoją biegową historię. Co sprawiło, że bieganie zagościło w Twoim życiu?
Kasia: Bieganie zaczęło się od Ani. Zobaczyłam na facebooku, że biega.
Nie zaczynałam od zera. Aktywność i sport były ze mną właściwie od dziecka. W podstawówce i średniej szkole grałam w siatkówkę. Razem z Anią zdawałyśmy do klasy sportowej w liceum. Ja na siatkówkę, a Ania na piłkę ręczną. Otworzyli jednak klasę lekkoatletyczną więc spróbowałyśmy. Ostatecznie obie się nie dostałyśmy.
Zanim zaczęłam biegać, chodziłam przez kilka lat na zajęcia fitness do Fitness Parku. Potem była ciąża, ale nie przeszkadzało mi to, żeby dalej uczęszczać na zajęcia. Później kupiłam sobie pierwsze buty do biegania. No i jak już przeleżały sobie 6 lat nieużywane to pomyślałam sobie… można by już je wykorzystać. Zaczęłam sobie powoli wychodzić. Pierwszy dystans to około 2km pokonany dosłownie truchcikiem czy jak to slowjogging tam nazywają. Na spokojnie, bez zadyszki. Taki szybciutki marsz – wolniutki truchcik. Przyszłam do domu po 20 minutach i mówię kurczę no… <chwila ciszy> fajne to bieganie.
Co drugi dzień delikatnie wydłużałam dystans. Dosłownie o 500m. Jedna uliczka więcej po osiedlu. Gdzieś tam zahaczyłam o kolejną, no i tak te piątki wpadały. Zaczęłam biegać w maju 2016. W listopadzie pierwszy start w Biegu Niepodległości 2016. Czas 54:27 pamiętam do dzisiaj. Jak na debiut bardzo dobry wynik. Później miałam też gorsze. Zdarzały się, ale zawsze mieściłam się w godzinie. <śmiech> Teraz jeśli mam możliwość kupienia jednej pary butów, to wybiorę buty do biegania.
Kto Cię zmotywował do pierwszego startu w zawodach?
Kasia: Ania. Razem z nią biegłam na zawodach. Na treningach nie zawsze mamy możliwość ze względu na różne godziny pracy. Parę razy jednak udało się fajne treningi zrobić. Trenowałyśmy razem do pierwszego maratonu. Mieszkamy niedaleko siebie więc kontakt zawsze jest.
Początki przeważnie są trudne. Czy już po pierwszych treningach wiedziałaś, że bieganie stanie się ważnym elementem twojego życia?
Kasia: Myślę, że tak. Dla mnie akurat nie były trudne. W zasadzie to tak bieganie… Wychodzisz kiedy chcesz, biegasz ile chcesz. Jeśli jest zachowana systematyczność no to wciąga.
Najważniejszy bieg w twojej dotychczasowej karierze to?
Kasia: Chyba maraton bo jedyny i dlatego. Dychy to różnie. Półmaratonów też kilka było, ale maraton jeden. Zadowolona byłam bardzo.
Długo się do niego przygotowywałaś?
Kasia: No właśnie nie! Nawet był taki jeden nadworny fotograf, który mnie odwodził od tego pomysłu i to na kilka dni przed startem. Znaczy ja rozumiem, że się martwił. Mówił, że nie byłam wybiegana. Tygodniowo robiłam około 30km. Miesiąc wcześniej zrobiłyśmy z Anią 30 km jako test. Doszłyśmy do wniosku, że jak przebiegłyśmy tyle to i 40 damy radę. Takie było założenie, ale zmotywowała mnie Gosia. Przyjechała nawet kibicować. Zresztą nie tylko mnie. Sądzę, że kibicowała wszystkim. Karol mówił, że damy spokojnie radę. Z takim nastawieniem doleciałyśmy.
Ja wszystkie rady czy to na grupie czy rozmawiając z kimś, wszystko biorę sobie do serca. Jeżeli u mnie się sprawdza to ja to po prostu stosuję. Zacytuję teraz jedno mądre stwierdzenie. Na maratonie biegł taki starszy pan. To był sam początek, pierwsze kilometry. Rozmawiałyśmy z Anią i on słysząc naszą rozmowę powiedział „Maratonu się nie zapie***la. Na maratonie się opie***la. Biegnie się luźno, żeby się nie zmęczyć.” No i tak biegłyśmy. Sprawdziło się rewelacyjnie.
Najtrudniejszy bieg z jakim przyszło Ci się zmierzyć to?
Kasia: O Jezu ta… I Lipska Zadyszka. Upał i ten podbieg znienacka dosyć stromy. Mój czas to 59:30 jak się nie mylę. To był najgorszy mój start. Myślałam, że nie dobiegnę.
Podium na zawodach nie jest Ci obce. Pamiętasz swój pierwszy wybiegany puchar? Mało kiedy wracasz do domu tylko z medalem. Co się zmieniło w Twoim bieganiu?
Kasia: Bieg charytatywny „Podaruj oddech” w Zalesicach. Dystans 4km. Zajęłam 5 miejsce Open i 1 w kategorii wiekowej. To było moje pierwsze pudło ale tylko i wyłącznie dzięki Gosi. Była po pracy i powiedziała, że mnie pociągnie. Jeśli dobrze pamiętam to miałyśmy średnie tempo 4:50 więc jak na mnie to było bardzo dobrze. Upał też był. Końcówka bardzo mocna. Myślałam, że zejdę… <śmiech> Zostałam pociągnięta do samej mety. Stwierdziłam wtedy, że skoro tym tempem jestem w stanie przebiec 4km to jestem w stanie przebiec też i 5 km. Jak uda mi się na 5km to czemu miałoby się nie udać na 10km. Wtedy zaczęły się kalkulacje. Póżniej udało mi się nawet dwukrotnie zejść poniżej 5:00 na km w startach na 10km. To nie ważne, że trasa jest bez atestu, że brakuje tylu i tylu metrów. Dla mnie dycha to dycha. Jest złamane 50 minut i koniec! Ja sobie to tak tłumaczę. To motywuje.
Miejsca na podium zaczęły się w 2019. Najpierw mówiłam sobie, że to przez zmienę kategorii wiekowej na K 40. Teraz myślę sobie, że niekoniecznie, bo to taka dosyć twarda kategoria jeśli chodzi o dziewczyny. Tu zaczyna się bieg wytrzymałościowy. Widać to na dłuższych dystansach. Jak zaczynałam przygodę ze startami, to zawsze była druga połowa stawki. Nigdy nie byłam ostatnia. <śmiech> Dopiero od 2019 w każdym biegu to już była pierwsza połowa. W biegu WOŚP 2020 zajęłam 162 miejsce. To już jest miejsce w pierwszej trójce, jeśli podzielić listę uczestników na 3 części.
Te życiówki i wyniki nie były zamierzone. Tu chodzi bardziej o świadome bieganie i założenie, że dam radę. To nie jest udowadnianie komuś, tylko sobie przede wszystkim. Biegam dla siebie, a jeśli gdzieś tam się udaje to jest bardzo fajnie. Sama doszłam też do wniosku i obserwowałam to na wielu zawodach w 2019 roku. Pierwsza połowa dystansu spokojnie. Trzymam tempo. Nie wyrywam, a potem mijam kolejne osoby. Nie mówię o sobie jak o jakimś zawodowcu, ale to jest ta świadomość. Zacząć powoli, utrzymać tempo. Gdzieś tam ten zegarek jakiś jest, chociaż.. Ja i zegarek. <wzdycha> Po zawodach jeszcze nigdy nie zdażyło mi się wyłączyć go od razu… To nie ważne! Druga połowa w moim wykonaniu to już są przeważnie wyprzedzane kolejne osoby. Bieg z narastającą prędkością mi pasuje.
Jestem pełen podziwu. Miniony sezon był dla Ciebie bardzo udany. Zrobiłaś niesamowity progres. Niewątpliwie jesteś Matką tego sukcesu. Czy ten sukces ma też Ojca w postaci osoby lub osób, które w jakiś sposób Ci pomogły?
Kasia: To jest zasługa wszystkich! Ciężko wymienić każdego z osobna. Na pewno na wyróżnienie zasługują osoby, które już wymieniłam wcześniej. Gosia jest taką osobą. Przed maratonem zaprosiła na wspólny trening. Zawsze chętna do rozmowy i motywacji. Jest nią też Lukas, z którym od początku gdzieś tam krzyżują się nasze biegowe drogi na osiedlu. Dużo wspólnych treningów i motywacji. Zasługa jest jednak wszystkich. Każdy motywuje swoimi treningami na grupie. Ktoś wychodzi po iluś tam godzinach siedzenia w pracy. Idzie pobiegać i wrzuca trening. To jest naprawdę fajne!
Skoro o matkach mowa… Muszę o to zapytać. Słyszałem, że jesteś nazywana przez pewne osoby: „Matka wariatka”. Czy rzucisz trochę światła na znaczenie i pochodzenie tego wyjątkowego przydomka?
Kasia: Jakie tu wariactwo? <śmiech> Sam widzisz, że tu wszystko jak w zegareczku. Wszystko chodzi i cyka. Ja mu dam wariatkę… Pytanie do nadwornego fotografa. Żądam kolejnego gościa do wywiadu i odpowiedzi na to pytanie <śmiech>
Wyniki nie przychodzą same. Ile razy w tygodniu trenujesz?
Kasia: 3-4 razy w tygodniu. Zdarzają się pauzy, gdy jest jakaś choroba lub niedyspozycja. Generalnie staram się trzymać tych 3-4 razy.
Babcie mawiały „nie biegaj bo się spocisz”. Ty nie słuchasz babcinych mądrości. Czym dla Ciebie jest bieganie?
Kasia: Babcinych mądrości to ja nie słucham na pewno. Bieganie teraz to już nieodzowny element. To jest taka stała część mojego życia w tym momencie. Trudno byłoby mi się z tym rozstać.
Jak reaguje Twoja rodzina i bliscy gdy chodzi o to co lubisz, czyli bieganie?
Kasia: Martyneczko jak reagujesz gdy mama biega? Płaczesz czy cieszysz się?
Martynka (córka): No tak… Ciesze się troszeczkę.
Kasia: Troszeczkę <śmiech> No cieszą się i wspierają, nie mogę powiedzieć. Nie mam problemów, żeby gdzieś wyjść czy pojechać na zawody wyjazdowe. Jeżdżą nawet ze mną czasami i kibicują. Jeszcze jak pucharów wpadło kilka to w ogóle. Fajne to jest takie.
Czy masz jakieś inne hobby lub zainteresowania? No bo ile można biegać prawda?
Kasia: Czytam, czytam, czytam, czytam książki. Bardzo dużo książek.
Martynka (córka): Ja też.
Kasia: No bo Ty masz po mamuni czytanie. <śmiech> Czytam generalnie i jeżdżę na rowerze. Lubię gotować. Także jest dużo zainteresowań. Ostatnio jednak wpadłam w wir czytania.
Co czytasz?
Kasia: Teraz czytam „Pierwszy jeździec Apokalipsy”, aczkolwiek nie bardzo mnie wciąga. Ostatnio czytałam „Władza” C. Forbes’a. Polecam i pożyczam jeśli ktoś miałby ochotę. Czytałam też Charlotte Link. Teraz to już łażę po antykwariatach. Jeśli jest wolny dzień to potrafię przeczytać całą książkę.
Ulubiony gatunek?
Kasia: Psychologiczne, thrillery i kryminały. Książka, która wciąga generalnie. Uwielbiam… Mój mąż nawet ostatnio powiedział „Jak nie czyta to biega, jak nie biega to czyta.”<śmiech> Lubię i już. Od podstawówki pochłaniałam książki. Potem była przerwa, a teraz od jakiegoś czasu znowu. Nie idę spać jeśli nie przeczytam chociaż kawałka.
Jesteś świeżo po debiucie w zawodach trailowych. Jak wrażenia z Klątwy Szczytniaka?
Kasia: Klątwa Szczytniaka jako debiut w górach był świetnym pomysłem. Bieganie bardzo różniące się od asfaltowego. No trzeba mieć kopyto. Błotniste zbiegi i zgubienie się na trasie było wisienką na torcie całej imprezy. Udało się szczęśliwie dobiec bez żadnej kontuzji. 41 miejsce na 80 uczestników. Na drugi dzień odezwało się kilka mięśni, o których istnieniu nie miałam pojęcia. <śmiech> Odliczam dni do zapisów na Lament Świętokrzyski!
Dogoniłaś złotego strusia. W nagrodę struś proponuje zabrać Cię w dowolne miejsce na Ziemi. Warunek jest jeden… Musisz tam biegać. Gdzie byś się udała na biegową przygodę swojego życia?
Kasia: A kto to jest ten struś? <śmiech> Zaśmiałam się, że w ogóle go dogoniłam, ale to nic. Powiem tak… Może nie ważne gdzie. Ważne z kim. Na biegową przygodę życia z całą ekipą Street Run Radom bym chciała najbardziej się udać <śmiech> Tak jest!
Jakie są Twoje biegowe plany na sezon 2020?
Kasia: Wszystkie biegi Biegiem Radom! Nawet się już zapisałam, więc mój kalendarz jest teraz lekko wypełniony. Mało tego… Już są opłacone! Chciałabym też sobie pobiegać troszkę więcej po górach. Ten rok stawiam na Świętokrzyskie. Może nie będę się wypuszczać dalej. Dużo rzeczy dzieje się i udaje bo toczy się powolutku. Małymi kroczkami wychodzi najlepiej. Dlatego wybór padł na Świętokrzyskie. No i nocny maraton wokół zalewów świętokrzyskich. Pojedźmy większą grupą. Fajny jest termin, bo to przełom sierpnia i września. 3 biegi w okresie 6 tygodni. Jest jeszcze ciepło mimo wieczorowej pory startów. Pogoda nie jest męcząca. To też bym chciała jeśli się uda, a co wyjdzie to nie wiem. Miło by było też urwać te 24 minuty na 5km. Może w tym roku, aczkolwiek nie jest to jakimś tam priorytetem.
Czy na koniec chciałabyś coś powiedzieć naszej biegowej rodzince i wszystkim czytelnikom?
Kasia: Wszystkich kocham! Całą grupę bardzo, bardzo, bardzo mocno. Mam też jeszcze jedno postanowienie. Wywietrzę kiedy te płuca w niedzielę. Tak sobie przewietrzę, że hej <śmiech>